Pojęcie określające Niemców, którzy po II wojnie światowej opuścili lub zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów w Europie Środkowej i Wschodniej, przede wszystkim na terenach dzisiejszej Polski, Czech, Węgier, Rumunii, Jugosławii i Związku Radzieckiego. Proces ten dokonał się w wyniku decyzji podjętych przez aliantów w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, a także na skutek spontanicznych aktów przemocy wobec ludności niemieckiej w czasie wojny i po jej zakończeniu.
Słowo to jest silnie nacechowane emocjonalnie i politycznie – w zależności od perspektywy. W polskim dyskursie historycznym najczęściej używa się pojęć „wysiedleni” lub „przesiedleni”, które wskazują na decyzję aliantów i uznają tamte wydarzenia za konsekwencję niemieckiej agresji i okupacji. Natomiast niemieckie Vertriebene akcentuje przymusowość i dramat jednostki, pomijając historyczny kontekst sprawczości III Rzeszy. Istotne jest, kto w danej narracji zostaje przedstawiony jako sprawca (Vertreiber), a kto jako ofiara. To napięcie semantyczne ma bezpośredni wpływ m.in. na niemiecko-polskie spory pamięciowe i tożsamościowe.
Większość wypędzonych osiedliła się w powojennej Republice Federalnej Niemiec, gdzie początkowo spotkała się z chłodnym przyjęciem ze strony „rodaków”. Doświadczenia te doczekały się szerokiego opracowania w literaturze i historiografii – ich symbolem stało się określenie Kalte Heimat (zimna ojczyzna). Kalte Heimat. Die Geschichte der deutschen Vertriebenen nach 1945 Andreasa Kosserta (Siedler Verlag, 2008) to książka, która odegrała istotną rolę w niemieckiej debacie o Vertriebenen, zaliczana do kluczowych opracowań podejmujących temat społecznego odrzucenia i marginalizacji wypędzonych w powojennej RFN.
Wypędzeni czuli się często obcy w społeczeństwie RFN; pozbawieni majątku, statusu i zmuszeni do integracji z nową wspólnotą, która nie była ani łatwa, ani chętnie wspierana przez otoczenie. Mimo to szybko stali się znaczącą siłą społeczną i polityczną. Od końca wojny nieprzerwanie, choć z różną intensywnością, przesiedleńcy byli bohaterami opracowań naukowych, utworów literackich, filmów czy wystaw. Niemieckie ofiary wysiedleń i uciekinierzy założyli swoje muzea, fundacje oraz organizacje reprezentujące ich interesy, a w latach 1949–1969 istniał nawet resort ds. wypędzonych, uciekinierów i poszkodowanych przez wojnę w niemieckim rządzie federalnym.
Już w latach 50. wypędzeni zorganizowali się w liczne stowarzyszenia (np. Bund der Vertriebenen – BdV, Związek Wypędzonych), które wywierały realny wpływ na politykę RFN, zwłaszcza w kwestiach tożsamościowych i zagranicznych. Władze federalne przeznaczyły znaczne środki na ich integrację – wypłacono miliardy marek w formie rekompensat, pomocy mieszkaniowej i społecznej. Skala tych nakładów była porównywalna z odszkodowaniami dla ofiar nazizmu, co do dziś budzi kontrowersje i pytania o proporcje pamięci i uznania krzywd (szerzej zob. S. Salzborn, Zbiorowa niewinność. Wypieranie Szoah z niemieckiej pamięci, Instytut Pileckiego, 2022).
O niechlubnej roli Związku Wypędzonych i jego przewodniczącej w niedawnej historii relacji polsko-niemieckich pisaliśmy w OSW wielokrotnie, m.in. tu: Nie chodzi (tylko) o Erikę Steinbach. Trzy mity niemieckiego dyskursu o wysiedleniach.
Stowarzyszenia wypędzonych często deklarowały przywiązanie do idei pojednania i pokoju, przedstawiając siebie jako „siłę moralną”, która – przez własne cierpienie – rozumie potrzebę współpracy europejskiej. W rzeczywistości jednak część środowisk wysiedleńczych utrzymywała postawę rewizjonistyczną i rewanżystowską – zwłaszcza wobec Polski i Czechosłowacji – domagając się zwrotu majątków, „odszkodowań za wypędzenie”, a nawet zmiany granic. W tym kontekście zaczęto używać terminu Vertreiberstaaten („państwa wypędzające”), który do dziś ma charakter pejoratywny i obciąża relacje z sąsiadami RFN. (AK)